poniedziałek, 29 lipca 2013

lipiec mogłby trwać spokojnie dwa miesiące


jeżeli Lata, to z lat najmocniej tesknię wieczorów
że długie, niemroczne i ciepłe
i że deszcz potrafi nistąd nizowąd
Tak wprost poprzez liście spaść sobie szelestnie
że kolory upalne i leniwe
że maliny
motyle
że mo tyle aż, to najbardziej
:)






środa, 24 lipca 2013

Powiedzieć nie czemuś, co było ważne

Czasem nie da się zrobić czegoś, co napisać się daje.. Gdy nieśmiałość, gdy brak taki czy ów jakiś, no wymienić chyba trudno nie było by każdemu ot tak kilka przykładów, na to, co chcąc bardzo nawet łatwiej słowem na kartach zostawić niż tak przed na żywo przed kimś wprost złożyć.. Gdy w tym emocje. I czasem nie wiem już czy to słabość czy siła, strach przed czymś czy na przekór odwaga wobec. A czasem samo nie wiedzieć tego w tym, co nie wiem już gubię czy to ciężar dorosłości czy jeszcze lekkość niedoświadczenia.
W tramwaju tym razem wczoraj, reklama podpowiadała, ze w Kamienicy za nie długo ‘Mszę Wędrującego’ Pani Anna..przypomni.. Mmm.. na Kasprzaku w czasach średniej jeszcze przy zgaszonych światłach brzmiała mi ona Ona do snu..do środka.. Jedna z ważniejszych kaset. Wczoraj też, tyle, że wieczorem siedząc w słuchawkach przy kompie, Radio w necie fragmenty Tej zamieściło akurat..a może całość.. net zerwał mi się, więc nie wiem. Też wczoraj, ale przed jeszcze nocą, podesłałam Przyjaciółce link do tego Teatru z pytaniem domyślnym czy by się nie machnąć.. ‘nie wiem czy mam ochotę zanurzać się w to, chyba nie’ przyszła odpowiedź..Wczoraj również, tym razem w trakcie słuchania Radia, odezwała się inna Bratnia Dusza i na wzmiankę moją, ze leci właśnie „Msza” tu a tu napisała mi, ze niedawno kasetę Tę przy porządkach domowych chciano jej wyrzucić..
Wyrzucam sobie często, że..milknę.
..no nic, pójdę na tę Mszę i niech mną szarpnie.. przypomnienie.
..i co, że nie nie umiem powiedzieć ważnym nieważnym już emocjom?

poniedziałek, 22 lipca 2013

Godność..Jak mnie widzą

Wyszłam z pracy nieśpiesznie. Dwa dni temu wręczyli mi wymówienie i jakoś tak świadomość tego koniec końców pożegnania z firmą docierała do mnie stopniowo, powoli precyzując się w strach o to, co dalej. Z jednej strony za zamkniętymi drzwiami za sobą zostawiłam zmęczenie i wyszarpane nerwy paromiesięcznego tkwienia w niepewności oczekiwania na ten kwitek na cześć..Na decyzję czy mnie też obejmie grupowy pakiet zwolnień.. Siedzenia w poczuciu bezużyteczności – nikt niczego nie wymagał, nie zlecał zadań do wykonania. Tkwienia tak naprawdę w poszukiwaniu odpowiedzi na pytanie, z jakiego powodu jeszcze mnie tu trzymają i co znaczę? Z drugiej strony przyciśnięcie klamki tych drzwi uwolniło mnie od ciężaru mierzenia się z tym całym niepewnym. To ‘wiem już kiedy’ bijące jednoznacznie z treści rozwiązania umowy miało jakiś balsamiczny smak.
Słońce grzało dość ostro. Nasunęłam ciemne okulary i ruszyłam w stronę autobusowego przystanku. Lekki wiatr,  światło przedostające się poprzez gałęzie drzew i gra cieni na drodze pod stopami przywołały mi obrazy z dzieciństwa. Lato  z takim widokiem, temperaturą, pamiętam z okresu, gdy mieszkaliśmy z bratem i rodzicami w Starej Chałupie w lesie. Uśmiechnęłam się do wspomnień. Autobus był dość zapchany. Dostrzegłam jedno miejsce wolne i ruszyłam w jego kierunku. Po chwili siedziałam tyłem do kierunku jazdy. Przede mną, lekko poniżej, tuż przy drzwiach stał bezdomny mężczyzna. Spodnie poszarpane, szare od kurzu, brudny, zarośnięty, taka bida. Przez chwilę wyglądał przez szybę. Coś tam mamrotał pod wąsem, jakby odpowiadał na czyjeś pytania, kręcił głową, widać było, że nie zgadza się z niewidocznym rozmówcą. Nagle odwrócił się w stronę pasażerów i zmierzył nas spojrzeniem pełnym pobłażliwości, uśmiechnął się, pokręcił głową.. Pomyślałam – hmm, kto komu współczuje? Następnie Pan schylił się do swoich toreb i wyjął gazetę, położył ją na schodku i usiadł. Zrobił to machinalnie. Nie było w tym zawahania. Taki odruch. Ludzki bardzo. Na miejscu w końcu, kto z nas chcąc usiąść na zakurzonej podłodze nie szukałby czegoś do podłożenia, by nie pobrudzić ubrania? Wzruszyła mnie ta dbałość w nim, mimo jego położenia. Jeej przecież obydwoje na dobra sprawę jesteśmy bez pracy. Podniosłam ciemne okulary na czubek głowy i wyjęłam z torebki notesik, długopis.. Zapiszę sobie tę scenę, bo piękna – pomyślałam.
Po chwili usłyszałam słowa wypowiadane głosem donośnym i w sposób przejmująco nerwowy:
- coOO?!!! Już nie miła ci ciemność?!! Do jasności ci tęskno??? taAAAk? Przejrzał władca ciemności! Rozpoznał mnie i wiedział, czym godzić we mnie..ścierwo ciemności, zwłoki człowiecze, diabeł podstępny..
Podniosłam wzrok znad kartki. Gazeta spod tyłka leżała już na kolanach. Pan sięgał właśnie do torby i wyjmował z niej długopis. Nie przestając złorzeczyć złemu zaczął pisać coś na gazecie. Wykrzykiwanie i pisanie szło równolegle. Pismo było piękne. Równiuteńkie jak kaligrafowane. Tekst na gazecie stanowił niezależną treść od wypowiadanych słów w przestrzeń autobusu:
- już okulary nie potrzebne? Światła nagle zapragnąłeś? Ja się nie dam nabrać na twoje przebrania.. Próbowałeś podejść mnie i zmylić, bo ci zawsze chodzi o jedno.. Ale!!! Dusza człowieka nie jest dla ciebie!!! Rozumiesz?!!!!
Autobus zatrzymał się. Otworzyły się drzwi. Pan schylił się po torby i wysiadł. Stojąc już na przystanku, spojrzał mi prosto w oczy i krzyknął:
- OOOO!!!! Jak siedzi..z wyssssoko  podniesioną głową!!!



piątek, 5 lipca 2013

..pieszo



przez niedomknięte powieki
łypią zerkają sny
i jeden po drugim
w pląsach promieni
wychodzą budzą się i
cieniem się kładą
śmielej a śmielej
pod bosymi nogami świata
jak dywan
perski