sobota, 29 czerwca 2013

p.s. strach

strach, który przeraża - mrozi
starch, który zawstydza przed samym sobą - pali
strach, którego więcej potwornie - paraliżuje
strach, którego nie więcej jak śladowo - motywuje
strach jak nie jedno nie jedną ma skalę
strach jest
nie każde 'boję się' we mnie warte ośmielania
nie każde wyciszenia
łatwiej chyba tylko mierzyć się z wiadomym
niż w niepewnym tkwić
od czwartku moje "dlaczego nie ja" obecne od września
przy każdym liście e-mail pożegnalnym, od tych, którym wręczono papierek na cześć w mojej firmie
przestało mnie straszyć
wręczyli i mi
to nie wiadomo kiedy całe zdążyło mnie zdrowo wyszarpać
teraz juz wiem
więc gdyby Ktoś słyszał, że gdzieś potrzebna jest pani bhp
to proszę nie mieć tego gdzieś
tylko dać mi znać
jakoś
..


piątek, 21 czerwca 2013

p.s.

mało nas rożni
może forma, dobór słów, mniejsza lub większa dbałość o nie
zaglądając do środka mamy w sobie tą samą ciekawość
trzymają nas podobne granice kreślone strachem
gdzie się zaczyna strach?
za tym co przestaje być widoczne?
kreśli go niepewność zakrytego
jest to zakręt?
mur?
ściana lasu?
a może wyciągnięta ręka..
ostatnia scena z filmu 'Imagine'
..najmniej dostrzegamy patrząc.

dziś pierwszy dzień Lata
w najkrótszą noc ..pełnia

uśmiecham się i pierwsza nadstawiam policzki Latu..


środa, 19 czerwca 2013

Liguria / Cinque Terre

..mało co tak uczy pokory, jak słowa, które wypowiedziane dopiero co wracają do nas
w formie, o przerost której nie sniło nam się nawet, że możliwy

mamy tak więc i my swoją opowieść z cyklu: dlaczego lubię Italię
pilot Witek wplatał co i rusz pomiedzy wiersze swoje osobiste wspomnienia z wczesniejszych samodzielnych odwiedzin we Włoszech i przybliżał nam odpowiedź dlaczego je po prostu lubi
były to Jego doświadczenia ze spotkań ze zwyczajnymi mieszkańcami, włascielami barów, restauracji czy winnic
sluchalam i zastanawiałam sie czy my - wycieczkowicze- bedziemi mieli szanse na takie lub zblizone takim, posmakowanie Italii
sąsiadka z fotela obok spytała mnie czy wczesniej korzytalismy juz z ofert tego biura
- nie nie:) my pierwszy raz na czymś takim zorganizowanym..

spacer po Cinque Terre rozpoczęliśmy od Monterosso
niewiele czasu na nie było - 40 minut zaledwie, a potem umówiona dla chętnych wspolna wycieczka do Vernazza
mielismy ochote odbyć ją w grupie
maluchy zatem po krótkim rozpoznaniu cieploty wody, zdecydowały się do niej wejsc
frajda nie mała
zdyscyplinowanie jednak, po pol godzinie zebralismy sie z plaży, na ktrórej pan pilnujący lezakow, usmiechnąwszy sie w zaprzyjaźnieniu, nie wziął od nas nic {[( ..free time on the coast, it can be said)]}
scieżka do Vernazza była wąziutka
zboczem stromych skał wiła się to w górę to w dół, odsłaniając co i rusz wspaniałe widoki
trzymalismy sie na przedzie
dziarsko
moje szkraby nie takie gapy juz
dlugi ten spacer, ale warto było
w Vernazza zgodzilismy sie, ze na dziś spacerów juz dość
zostalismy tam dluzej sobie
male miasteczko, ale nudzić sie w nim nie sposób 
szukajac czegoś do zjedzenia trafilismy na punkcik z czyms w rodzaju tapas znanego mi z Barcelony
ucieszylo mnie to, bo jedzac je z Przyjaciołmi pare miesiecy wczesniej zalowalam, ze maluchy nie moga tego sprobować..
slusznie zresztą, bo zajadali sie teraz az milo bylo popatrzeć
pochodzilismy troche potem po kretych uliczkach az trafilismy na przejscie, cos w rodzaju groty skalnej, do dzikiego, kamienistego, szarpanego falami rozkolysanego morza wybrzeża
zafascynowani spektaklem wody nie zauwazylismy nawet, ze zblizyl sie i skurczył granicznie alarmowo czas do umowionej wczesniej w Manaroli godziny zbiorki przy autokarze
pędem pognalismy na stacje kolejki (wszystkie piec miast tego parku łączą tory kolejowe)
rzucilam okiem na napis na przedzie wjezdzajacego pociagu - La Specia - i wsiedlismy zadowoleni, ze z marszu tak udalo sie zdązyć
nazwa jednak kolejnej stacji wprawila mnie w oslupienie : Monterosso
o zgrozo
to w odwortnym niz porządany kierunku!!!!
wyskoczylismy
do wyboru trzy perony
ten na ktorym stalismy wykluczylismy
nad dwoma pozostalymi unosily sie znaki zapytania jak podpowiedzi
no tak - zapytac zapytac!!!
zapytalam po angielsku, dostalm odpwiedz po francusku i zrozumiawszy co i jak
wbieglismy na peron trzeci, gdzie wlasnie wjezdzal juz pociag
kierunek przeciwny do poprzedniego wzielimy przesądzająco za dobra monete zajmujac miejsca przy oknach
pociąg ruszył i za moment mnkął juz jak strzala, predkoscia taka, ze widac przestało juz było nic
kolejne, oczekiwane stacje migaly zza szyby nam jak na magicznym seansie
o raaany
na serio zaczelam sie bac
pociąg jednak stanął
jedną stacje dalej niz nasza umowiona z grupą Manarola czyli Riomaggiore
do godziny zbiorki zostalo nam 10 minut
najblizysz pociag (dopytany i sprawdzony na rozkladzie, ze sie zatrzymuje tam gdzie trzeba) za 20 minut
zadzwonilam do pilota Witka
- "wiesz, dlugo by opowiadać, ale jestesmy w Riomaggiore i nie damy rady być na czas przy autokarze.."
- "ale wszystko dobrze?, nie denerwuj się, nic się nie stało, my bedziemy i tak jechać w Waszą strone, sprobuj moze wyjsc z miasta do glownej drogi to Was zgarniemy"..
sprobowalismy
do drogi glownej bylo pod górkę
za rogatkami miasta kreta serpentyna zrobila sie jeszcze lepiej kręta, a dodatkowo przestala mieć pobocze
stanelam przy niewielkim parkingu i zadzwonilam do pilota Witka po raz drugi
- "wiesz, boje sie troche, bo dalej nie ma pobocza, są co prawda tu jakies schody, ale strome i konca ich nie widac i kurcze moglabym moze i sprawdzic czy prowadzą jakim skrotowym wariantem do glownej, ale lekko juz nie mam sil ciagac maluchow w gore, a i sama tez czuje ze padam"..
- " znjadź kogos miejscowego i daj mu sluchawke to ja dopytam co i jak dalej"..
rozejzalam sie..
po prawej kilka osob przy samochodach, ale na oko to tez turyści
po lewej jeden czlowiek..w spodniach ogrodniczkach i wykaszarką w reku
.."łap go, łap go i nie daj sie zbyć, pewnie nie bedzie chcial Ci pomoc, ale krzycz glosno 'SCUSA!! SCUSA!!!!'
podnioslam glos
pan zaslanial sie przez moment wykaszarką jak szabelką
az wreszcie telefon z pilotem Witkiem w srodku wziął
wloskiego przynam sie od razu nie znam
ale jest to jezyk na tyle czytelnie brzmiacy, ze zorientowalam sie, ze w sprawie dojscia do glownej drogi dla nas, nie Witek wcale trzyma pałeczkę..
.."Di che colore è il bus??" - pytal pan z wykaszarką
......... ... .. ...... - mowił cos prawdopodobnie pilot Witek
"no signore, prego in primo luogo dire che colore è il bus!!!!!" domagal sie tej informacji wykaszarki wlasciciel
........ - podal ten szczegol Witek
"aaaaa si..bianco!.."
i tak jeszcze przez moment nie krótki trwala rozmowa
ostatecznie otrzymalam zwrotnie telefon wyłączony i pan ze spokojem i zupelnie przyzwoitą angielszczyzną skierowal nas jednak serpentynami, przez wzgorza na lewo do parkingu przed Manarolą, gdzie stoi BIAŁY nasz autokar..
podziekowalam
..
szło nam sie juz coraz mniej silnie
skonczyla sie woda
ruchy gestniały nam jak muchom nogi od ciepla
po parunastu minutach zadzwonul pilot Witek
- ":) ....
- ":) tak Witku pilocie idziemy do głownej"
- "ok, to my ruszamy..jakbyscie nie doszli wczesniej tam gdzie sie was spodziewam, to wysiadę i poczekam na Was, a autokar znajdzie jakies miejsce dalej i razem do niego dojdziemu juz"
........
za moment uslyszalam za soba odgłos samochodu
odwrocilam sie i wcale sie wierzac ze sie uda, machnelam reka
zatrzymala sie starsza Pani
usmiechnieta, maluchom otworzyla tylnie drzwi, na podlodze bylo pelno siatek z zakupami, byl tez fotelik dzieciecy..
spojrzalam czy to nie klopot wciskac Ich tam
gestem jednak nie do pomylenia zrozumielismy, ze nie klopot to zaden
Pani nie znala angielskiego
widac po nas bylo bez słow, ze jesteśmy zmeczeni, a do glownej zakretow okazalo sie, ze  bylo jeszcze od choroby
droga na pieszo zajela by nam dobrą godzine, oceniam
a TAK bylismy delikatnie na miejscu przed naszym autobusem
..
zgadnijcie czy ktos z współczycieczkowiczow robil nam o to potem
wymowki..
:) nikt,
myslę tylko, że gdybym tak w naszym Kraju machneła tak obładowanej zakupami Pani ręką, to nie zatrzymała by się
z usmiechem
..takiej malutkiej wiary ze mnie człowiek
















poniedziałek, 17 czerwca 2013

Liguria/Rapallo/Portofino

morze
morze, nie nasze, a na widok okrzyk wyrwarł się z gardziołek własnie: NASZE!!!
naoglądane wcześniej, że kolor, że fale, że skały schodzą w nie ostro
pierwsze spojrzenie na nie udało się z góry wziąć
jak chałst powietrza
silny..do bezdechu
jeeeej
zjechalismy ku morzu przez Genuę serpentynami kretymi dosc
by dojść z radością z parkingu do portu już po płaskim wreszcie, uspokając zawroty w głowie
nie na długo
wykołysało nas za chwilę nie licho na pokładzie promu
wplynęlismy cudem jakimś do Portofino nierozbijajac innych
z róznych propozycji na czas tam wybraliśmy czas dla Nas
mało jest miejsc takich, ze wrażenie się ma z miejsca, że jest sie u siebie
(dla mnie jak dotąd to Kiry,Wilno, Kathmandu, Mechelinki, Gliśno, Maryport, Barcelona, Cistierna, Edynburg)
tam tak było
dla Nas
zjedliśmy lokalny przysmak - rybę z grilla (nie pamietam nazwy)
jak turyści na wyściełanych kanapach tuż przy nabrzezu portowym
z widokiem na basen portu i całe Portofino naraz..takie ono rozległe bardzo
do wzruszenia
w czasie smakowania sobie
przyglądała się nam dość zasadniczo mewka nie mewka moze albatros
dość, że nam i to jakos natrętnie i jakby oczekująco
Helenka rozpoznała w tym spojrzeniu - głod
wzięla kawalek bułeczki i podeszła do ptaka wciaż trzymajacego ją na oku
i położyła przed nim pieczywko
a ptak ani łepkiem na skinął w stronę jedzonka
dalej wymownie i twardo łypał na Hele..jakoś bunczucznie
sobie
oOO! obruszyła się Hela.. jak tak to bułeczkę dostaną rybki
i bułeczka pacnieta zostala w tej chwili do wody, gdzie czerwone jak z reklamy czy akwarium rybiątka
rzuciły sie na nią z apetytem
czekał na to tylko ptak - jak sie okazalo
nawet zarejestrowac nie bylo szans kiedy rybka wraz z kawalkiem bułeczki w pyszczu zginęła w dziobie drania
"mamo, pierwszy raz udało mi się nakarmić dwa zwierzątka w tym samym czasie"

oooo czasie
czasie














środa, 12 czerwca 2013

winnice Piemontu/Barbaresco/Barolo

spacer w słońcu
początkowo asfaltem, w grupie dosc zwartej
poprzez leniwe miedzy winne grona potem
ciągnące się od murów gotyku do takichże na kolejnym wzgórzu
szło nam się lekko

spacer w deszczu
kto chce, dobrowolnie zrezygnowali deszczu i chłodu nieulubieńcy
cała reszta z kroku na krok z coraz wiekszym trudem utrzymywanym w pionie
wchodziła glębiej w siebie z jakiegoś odległego już dzieciństwa
:) 'droga życia - kto by się spodziewał.. na takiej tam wycieczce'..














piątek, 7 czerwca 2013

Mantua/Certosa di Pavia

..dewizą biura, z którym podróżujemy jest zasada DOBROWOLNOŚCI
bierzemy ją sobie z całym dobrem ślebody..też i w Mantui, gdzie znów wędrujemy sobie swoim tempem
zanim jednak
to jeszcze w autokarze rys historyczny tego miasta, kreśli nam prawa ręka pilota Witka - pilotka Zuzia
..imponująco obficie w szczegóły, detale, daty
czy ktoś je zapamięta potem?
która której dynastii w którym wieku palcem po nosie jaką architekturą pstryknęła?..nie wiem. Wiem, że słuchałam z zaciekawieniem.. wyostrzyłam nawet bardziej uwagę przy opisie geograficznym: miasto położone jest pomiędzy trzema sztucznymi jeziorami (dawniej czterema, ale w osiemnastym wieku jedno z jezior wyschło) : Lago Superiore, Lago di Mezzo i Lago Inferiore. Przepływa przez nie rzeka Mincino (przez to..przez toń..ich trzech i to miasto)
..z lotu ptaka musi to malowniczo wyglądać, pomyślałam sobie wtedy.
tuż przed parkingiem mikrofon przejął Witek, :
- ustalmy może tylko jedną dla wszystkich godzinę zbiórki, zsynchronizujmy w tym celu zegarki, naprzyklad z czasem naszego autokarowego wyświetlacza, na którym jak obserwuję juz od trocha utrzymuje się godzina..... dwudziestapierwsza zero ce..
va bene?

[autokarowy wyswietlacz raz po raz wyswietlal to godzinę to temperaturę zewnętrzną..]

:)
Sic itur ad astra!        
                           ..Wergiliusz


..po drodze do Piemontu zatrzymamy się jeszcze i przekroczymy mury klasztoru kartuzów
nie doczytalam o tym punkcie czytajac pospiesznie program..
zatrzymalam sie na planach akcji sztuki tragicznych kochankow i morzu Liguryjskim - marzeniu moich maluchow,
a tu granice pomiedzy widocznym i zaslonietym dla obserwatora otworzą sie za chwile..tak troche
hmm
tymczasem za oknami nieciekawa Nizina Padańska
wewnątrz szeleszczą strony gazet, przerzucane raczej tylko po obrazkach, niż doczytywane łapczywie gęsto co do słowa.
ukradkiem dłubię w uchu..
gdy opuszcza się z sufitu............nie nie, nie pająk.. ekranik opuszcza się monitora i bez zbyt dlugiego uzasadniania ze strony Witka, rozpoczyna się projekcja filmu "Wielka cisza"
..wkraczamy dzieki temu potem w te mury..świadomi jakoś

autor filmu o pozwolenie na zdjecia w miejscach zamknietych dla zwiedzających starał się dwadzieścia lat
..

poniedziałek, 3 czerwca 2013

.. "W Weronie"


I
Nad Kapuletich i Montekich domem,
Spłukane deszczem, poruszone gromem,
Łagodne oko błękitu -

II
Patrzy na gruzy nieprzyjaznych grodów,
Na rozwalone bramy od ogrodów,
I gwiazdę zrzuca ze szczytu -

III
Cyprysy mówią, że to dla Julietty,
Że dla Romea, ta łza znad planety
Spada – i groby przecieka;

IV
A ludzie mówią, i mówią uczenie,
Że to nie łzy są, ale że kamienie,
I – że nikt na nie nie czeka!


..buongiorno,buongiorno
nie będę opowiadał Wam o Weronie
zostawię Was ze słowami poety..
..
uśmiechnęłam się
do słów znajomych i do tego, że niespodziewane..nie że w ogóle, ale chyba, że najmniej tu..teraz w autokarze zorganizowanej wycieczki..
i że jak żadne pasują najmocniej
..hmm kto dzis czyta Norwida?, Kto czyta Go na głos przypadkowo zebranym osobom w wnetrzu rejsowego autokaru? Kto słowami, których nie da się z nikim innym pomylić, jak dla mnie, kreśli w wnętrzu słuchaczy opowieść o mieście? o nich? o czym chcesz?..
..cisza
zdecydowałam się na tę objazdówkę dość śpiesznie
w sensie samego podjecia decyzji.. i dośc późno w sensie czasu do jej rozpoczęcia
na dwa czyli przysłowiowe dni przed
- czy są jeszcze wolne miejsca?
- są trzy
dlaczego nie jak dotychczas, w historii moich z maluchami wypadów bez pilota, bez do konca ułożonego planu, naprzod jedynie bez ram sztywnych zadnych, bez dookresleń, bezkoniecznie i niewytyczenie..?
a no..
w dużej mierze, myślę, że ze zmęczenia..nadmiernością takiego nacodzień nieprzewidywalnego u mnie, niepewnego..wątpliwego..w pracy ile jeszcze pracowac będę (serwowane od roku prawie, w trzy miesiecznych sekwencjach, oglaszane apokaliptycznymi komunikatami, że od wrzesnia, że od stycznia, ze od czerwca..dziekowac nam beda jak amen.)..poza pracą koniecznością dźwigania konsekwencji ciężaru odpowiedzialnosci za każdą podjetą w zyciu decyzję, nie każdą moją..
skusił mnie program
i odpoczynek
zawiodła i niezawiodła znowu intuicja
było nie było..
wycieczka.