piątek, 29 marca 2013

nieuleczalnie

szukam słów by nie minąć się niedelikatnie z myślą jaka siedzi mi w głowie od dłuższego czasu, a teraz czuję kipi już radośnie by wypowiedzianą być wreszcie..
szukam słów by nie minąć się niedelikatnie z myślą jaka siedzi mi w głowie od dłuższego czasu, a teraz czuję kipi już radośnie by wypowiedzianą być wreszcie..
szukam słów by nie minąć się niedelikatnie z myślą jaka siedzi mi w głowie od dłuższego czasu, a teraz czuję kipi już radośnie by wypowiedzianą być wreszcie..
szukam słów by nie minąć się niedelikatnie z myślą jaka siedzi mi w głowie od dłuższego czasu, a teraz czuję kipi już radośnie by wypowiedzianą być wreszcie..
szukam słów by nie minąć się niedelikatnie z myślą jaka siedzi mi w głowie od dłuższego czasu, a teraz czuję kipi już radośnie by wypowiedzianą być wreszcie..
:)








czwartek, 28 marca 2013

i dlaczeguż to wspominam te moje pierwsze Himy?
..bo od wyprawy Czesia minie w tym roku 30 lat?
:)
..bo od mojego tam wyprawienia się minie 6?
:)
..bo pal sześć juz co było?
:)
..bo krzyz Pański i skrzypce przywiezione z Kathmandu rozeschly sie i nie graja juz?
:)
aaaa nie
bo wciąż ta wyprawa dla mnie pierwsza
październik 2007..długo by, ale nawet nie będę próbować zamykać tego dlaczego pierwszego żadną podsumowującą klamrą
ot dopiszę jedynie, ze natknęłam sie niedawno w necie na kilka świeżych relacji z dookołaAnnapurnowych dzis obchodzeń i..zamarłam
no nie ma już tej Naszej Trasy
nie ma już takiej jaką przyszło nam mozolic się..14 dni pokonując ok 320 km drogi
wkroczyło nowe do Nepalu w 2008
po przejęciu władzy przez Maoistów buchnęli asfalcik zarówno w dolinie Marsylandii jak i w dolinie Kali Gandaki..
dziś korzystając z dzipów można strzelić ten trekking nawet i w 6 dni
hmmm
cieszę się, że udało mi się trafić TAM jeszcze w dobie Królestwa
tego Mojego ze snów
tego z tysiąca i jednej..:)
i, że w Takim Towarzystwie..












środa, 27 marca 2013

zgodnie czyli z czasem

z czasem szarosci ustąpily miejsca nieco i wkradły sie w krajobraz wesołe zielenie
w mijanych zabudowaniach leniwie poza pospiechem tetnila tamtejsza codziennosc
korzystajac ze Slonca mamy toaletowały swoje pociechy przed domem
inne jakies szkraby wozily sie na kawałku wycietego plastikowego pojemnika
ktos wyszedl ktos siedzial przed domem ktos niosl na glowie cos ogromengo
rytm temu cokolwiek sie dzialo wyznaczal dzien i jego pora i po nim kolejno to co dyktowal jedynie Czas









wtorek, 26 marca 2013

wbrew czyli zgodnie

teraz juz z górki
początkowo lekko opadajacym trawersem, wciąż jednak wysoko na tyle by sięgać sobie okiem hen tu i tam, wprzod znaczy i odwrotnie nieraz daleko bardzo i coraz bardziej dalej
radosne i skrzydłe to szaro wokoł całe było
stopniowo tracąc na wysokości wreszcie osiągnęliśmy dno doliny
gdzie wiła się kilkoma korytami potężna Kali Gandaki
droga wzdłuż i niekiedy w poprzek niej nie była łatwa
trudność stanowiło pokonywanie naprzeciw wiejącego wiatru
ukrztałtowanie pasm gorskich po obu stronach rzeki tworzących coś na kształt olbrzymiego korytarza
sprzyjało gigantycznej lufie
szło się czyli zgiętym mocno, w okularach i z przewiązaną chustką na twarzy
dmuchało waliło aż się wrażenie miało, że podrywa
taka cała para w sobie by się nie dać, by na przekór iść
to wolnośc.. od innego wszystkiego niż istotne.
















poniedziałek, 25 marca 2013

Daulagirii

stanęłam, gdy niczym Bogini wyłoniła się z pian chmurnych przede mną
zejście z przełęczy zajęło nam dużo wiecej czasu niż podejscie na nią
najpierw zalegajacy snieg wymuszal ostrozne tempo i spinal miesnie, a glownie kolana, i skupial uwage na kolejnym miejscu do postawienia stopy
potem osuwajace sie kamienie
potem dosc eksponowana stromosc grani jaka szlismy
potem w miare lagodnie juz ale wciaz wysoko
widoki zupelnie inne niz te dotychczas
schodzilismy w bezroslinną skalista kraine
w przestrzen jakas bezgraniczną czuło sie, choc ograniczona poteznymi ścianami gor wokol
w kolorystyke zgaszoną i nie tak surowo jednoznaczna już
w odcienie szarosci niezliczone jakies
nieobecne ikonom w ogole a bezzdumienie bliskie
Dolny Mustang..dolina Kali Gandaki
krajobraz ten fantastyczny i niesamowity byl niejako znieczuleniem dla coraz silniejszego zmeczenia wtedy
niemniej po dotarciu do noclegu gore wzielo zmęczenie we wszystkich
dawno nie czułam sie taaaak dobrze z bezsiły:)
przy kolacji padlo haslo: wschod slonca na Daulagirii
trzeba było wstać dwie godziny wczesniej
cofnąc się na wzniesienie ponad Muktinath (jakies 40 min marszu pod gorke)
zeby TO zobaczyć:




piątek, 22 marca 2013

to samo, a inne..

przed nami 1000 metrow wyżej przelęcz Thorung La (5416m n.p.m.)
o piątej ustawieni gesiego rownym, spokojnym krokiem ruszamy
strach, radosc, ciekawosc i spokoj splataja sie naraz i krystalizuja jednoczesnie we mnie dajac poczucie jakiejs wyjatkowej mobilizacji
mam na czole staruszka Petzla, takiego jeszcze na plaska baterię - jeden z pierwszych modeli jaki pojawil sie na naszym rynku
jego widok budzi rozbawienie..
tez sie usmiecham.. tyle, ze tak bardziej nieobecnie
stawiamy kroki powoli
tempo wydaje mi sie za bardzo zachowawcze
po chwili zblizamy sie do jakiejs grupki, ktora przyjawszy taktyke wiecej odpoczynkowa niz nasza
zatrzymuje sie i tamuje przejscie na waskiej sciezynce na dlugo dluzej niz mamy potrzebe lapania oddechu
Jagodki odwaracja sie i rzucaj haslo - wymijac?
no wymijac wymijac, bezruch nawet chwilke dluzej niz wyrowanie oddechu o tej godzinie powoduje ze robi sie nieprzyjemnie zimno
wszyscy zatem zeskoczylismi w bok i takimi wydawalo sie niegroznymi kamyczkami podbieglismy kawelek w gore, omijajac zator na drodze
przebiezka na tej wysokosci daje nam w kosc niezle
i pokazuje "na co nas stać"..
padamy czyli wszyscy na pysk nie mogac wyrownac oddechu dobre 15 min
lekcja pokory na dlugo..dluzej niz to tamto wtedy podejscie:)
po czterech godzinach, po nie wiem juz ktorym nadzieja wiejacym wierzcholiem na horyzoncie
dochodzimy wreszcie na przelecz
widok z niej i z zejscia jest jednym z najpiekniejszych jaki widzialam kiedykolwiek
znam to uczucie w sobie
takie idzie sie a jakby sie nie dotykalo ziemi wcale
pojawiajace sie zwykle na wierzcholku i na WIDOK z niego
znajome uuuUUU i jednoczesnie zaskakujaco inne, choc to samo:) przecież.






poniedziałek, 18 marca 2013

"spiesz sie powoli"..

aż nagle to wyżej i wyżej stało się wyżej dla mnie niż kiedykolwiek wcześniej doszłam..
moim najwyzej dotamtąd było 4200 na Kaukazie w 94 roku
1000 metrow przewyższenia od pierwszej stacji kolejki linowej pod Elbrusem do schroniska Priut11 grzmotnięte w niecałe 4 godziny, bo decyzję czy isc dalej podjelam ok 17stej, zaraz po tym jak po przejechaniu pierwszego przesla wyciagu okazalo sie, ze dalej kolejka w remoncie..
pogoda lampa
na mapie szlaku nie bylo, zaznaczone owszem schronisko, ale kolejka juz nie
do odjazdu pociagu z Mineralnych Wód trzy dni
no to co..isc szybciorem, raniutko atak na szczyt i nastepnego dnia biegiem na dol
w oddali na krawedzi skal i sniegu hen hen mignal mi czerwony plecak kogos kto widac podchodzil
no to albo za nim albo w doł
z czterech nas tam dwie osoby wybraly droge w gorę:)
pogon za czerwonym plecakiem byla wyzwaniem
gosc mial tempo..w mordke nieliche
i byl ambitny..
za lodowcem stracilismy go z oka
ale do schroniska dotarlismy..
w cztery, ze podkresle znowu, niecale godziny
radosc ogromna
ostudzila sie rano jak z bolu wrazenie mialam rozrywa mi glowe..
poznalam znaczy jak to jest odczuc tzw efekty wysokosciowe wtedy..
i przyznam sie balam sie doswiadczyc tego po raz kolejny..
tymczasem przekroczylismy te 4200 w Himach "bezkrwawo" zupelnie
bez bólu
nieśpiesznie
:)












czwartek, 14 marca 2013

"ścichł wrzask szczęk i śpiew"..

im wyzej tym ciszej
nie da sie opisac tego wyciszenia w sobie
z kazdym krokiem..coraz wolniej stawianym
piekno tego co wokol odbiera mowe..zapiera dech
chlonie sie to co widac bez slow
bo zadne ma sie wrazenie nie sa w stanie oddac tego co sie czuje
taka mistyka
taki powrot












środa, 13 marca 2013

co dalej?..:)

droga wiodla tam gdzie wiodla
wiadomo w swiadomosci geograficznej i jednoczesnie niewiadomo, gdy się nią kroczy po raz pierwszy
takie odkrywcze kazde ..co za wzniesieniem, co za zakretem, co za lasem..co za..tym przed nami wciąż dalej jakimś..
idzie sie zwykle bez szumnych i nadetych celow
pcha nas zwyczajnie..ciekawosc
taka wlasnie..dziecięca..
..moje wlasne maluchy od lat bawia sie co i rusz w tzw Dzidzie..zwaną tez Dzidziopią i tu roznie w zaleznosci od rodzaju poczynan Owej, bywa że Cambridge..innym razem Dzidziopią Ogonkową..czy np tez Ciekawską
i tu pasowal by fragment z narracji dla opowiesci o Dzidzi:
"Dzidzia nie potrzebowała sera dla zachęty..
do tego by wlożyć rękę w pułapkę na myszy Dzidzi wystarczyła CIEKAWOSC..co to też się stanie, gdy połozy palec na druciku.."

..z takich to nieblahych powodow, mimo ostro stromego podejscia..wkroczylismy wreszcie w piekny rejon Gornego Pisangu
bujne dotychczas zielenie drzew ustapily miejsca surowym skalom
a niewielka gompa - klasztor lamajski rekopmensowal w swym wnetrzu brak innych niz bieloczern barw wokol
..takiego gdzies nie ma bo gdzies przeciez musi byc
dobrze nie zapominac
.. o rownowage zadbac czasami mozna i samemu:)