piątek, 22 marca 2013

to samo, a inne..

przed nami 1000 metrow wyżej przelęcz Thorung La (5416m n.p.m.)
o piątej ustawieni gesiego rownym, spokojnym krokiem ruszamy
strach, radosc, ciekawosc i spokoj splataja sie naraz i krystalizuja jednoczesnie we mnie dajac poczucie jakiejs wyjatkowej mobilizacji
mam na czole staruszka Petzla, takiego jeszcze na plaska baterię - jeden z pierwszych modeli jaki pojawil sie na naszym rynku
jego widok budzi rozbawienie..
tez sie usmiecham.. tyle, ze tak bardziej nieobecnie
stawiamy kroki powoli
tempo wydaje mi sie za bardzo zachowawcze
po chwili zblizamy sie do jakiejs grupki, ktora przyjawszy taktyke wiecej odpoczynkowa niz nasza
zatrzymuje sie i tamuje przejscie na waskiej sciezynce na dlugo dluzej niz mamy potrzebe lapania oddechu
Jagodki odwaracja sie i rzucaj haslo - wymijac?
no wymijac wymijac, bezruch nawet chwilke dluzej niz wyrowanie oddechu o tej godzinie powoduje ze robi sie nieprzyjemnie zimno
wszyscy zatem zeskoczylismi w bok i takimi wydawalo sie niegroznymi kamyczkami podbieglismy kawelek w gore, omijajac zator na drodze
przebiezka na tej wysokosci daje nam w kosc niezle
i pokazuje "na co nas stać"..
padamy czyli wszyscy na pysk nie mogac wyrownac oddechu dobre 15 min
lekcja pokory na dlugo..dluzej niz to tamto wtedy podejscie:)
po czterech godzinach, po nie wiem juz ktorym nadzieja wiejacym wierzcholiem na horyzoncie
dochodzimy wreszcie na przelecz
widok z niej i z zejscia jest jednym z najpiekniejszych jaki widzialam kiedykolwiek
znam to uczucie w sobie
takie idzie sie a jakby sie nie dotykalo ziemi wcale
pojawiajace sie zwykle na wierzcholku i na WIDOK z niego
znajome uuuUUU i jednoczesnie zaskakujaco inne, choc to samo:) przecież.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz