poniedziałek, 18 marca 2013

"spiesz sie powoli"..

aż nagle to wyżej i wyżej stało się wyżej dla mnie niż kiedykolwiek wcześniej doszłam..
moim najwyzej dotamtąd było 4200 na Kaukazie w 94 roku
1000 metrow przewyższenia od pierwszej stacji kolejki linowej pod Elbrusem do schroniska Priut11 grzmotnięte w niecałe 4 godziny, bo decyzję czy isc dalej podjelam ok 17stej, zaraz po tym jak po przejechaniu pierwszego przesla wyciagu okazalo sie, ze dalej kolejka w remoncie..
pogoda lampa
na mapie szlaku nie bylo, zaznaczone owszem schronisko, ale kolejka juz nie
do odjazdu pociagu z Mineralnych Wód trzy dni
no to co..isc szybciorem, raniutko atak na szczyt i nastepnego dnia biegiem na dol
w oddali na krawedzi skal i sniegu hen hen mignal mi czerwony plecak kogos kto widac podchodzil
no to albo za nim albo w doł
z czterech nas tam dwie osoby wybraly droge w gorę:)
pogon za czerwonym plecakiem byla wyzwaniem
gosc mial tempo..w mordke nieliche
i byl ambitny..
za lodowcem stracilismy go z oka
ale do schroniska dotarlismy..
w cztery, ze podkresle znowu, niecale godziny
radosc ogromna
ostudzila sie rano jak z bolu wrazenie mialam rozrywa mi glowe..
poznalam znaczy jak to jest odczuc tzw efekty wysokosciowe wtedy..
i przyznam sie balam sie doswiadczyc tego po raz kolejny..
tymczasem przekroczylismy te 4200 w Himach "bezkrwawo" zupelnie
bez bólu
nieśpiesznie
:)












Brak komentarzy:

Prześlij komentarz