środa, 19 czerwca 2013

Liguria / Cinque Terre

..mało co tak uczy pokory, jak słowa, które wypowiedziane dopiero co wracają do nas
w formie, o przerost której nie sniło nam się nawet, że możliwy

mamy tak więc i my swoją opowieść z cyklu: dlaczego lubię Italię
pilot Witek wplatał co i rusz pomiedzy wiersze swoje osobiste wspomnienia z wczesniejszych samodzielnych odwiedzin we Włoszech i przybliżał nam odpowiedź dlaczego je po prostu lubi
były to Jego doświadczenia ze spotkań ze zwyczajnymi mieszkańcami, włascielami barów, restauracji czy winnic
sluchalam i zastanawiałam sie czy my - wycieczkowicze- bedziemi mieli szanse na takie lub zblizone takim, posmakowanie Italii
sąsiadka z fotela obok spytała mnie czy wczesniej korzytalismy juz z ofert tego biura
- nie nie:) my pierwszy raz na czymś takim zorganizowanym..

spacer po Cinque Terre rozpoczęliśmy od Monterosso
niewiele czasu na nie było - 40 minut zaledwie, a potem umówiona dla chętnych wspolna wycieczka do Vernazza
mielismy ochote odbyć ją w grupie
maluchy zatem po krótkim rozpoznaniu cieploty wody, zdecydowały się do niej wejsc
frajda nie mała
zdyscyplinowanie jednak, po pol godzinie zebralismy sie z plaży, na ktrórej pan pilnujący lezakow, usmiechnąwszy sie w zaprzyjaźnieniu, nie wziął od nas nic {[( ..free time on the coast, it can be said)]}
scieżka do Vernazza była wąziutka
zboczem stromych skał wiła się to w górę to w dół, odsłaniając co i rusz wspaniałe widoki
trzymalismy sie na przedzie
dziarsko
moje szkraby nie takie gapy juz
dlugi ten spacer, ale warto było
w Vernazza zgodzilismy sie, ze na dziś spacerów juz dość
zostalismy tam dluzej sobie
male miasteczko, ale nudzić sie w nim nie sposób 
szukajac czegoś do zjedzenia trafilismy na punkcik z czyms w rodzaju tapas znanego mi z Barcelony
ucieszylo mnie to, bo jedzac je z Przyjaciołmi pare miesiecy wczesniej zalowalam, ze maluchy nie moga tego sprobować..
slusznie zresztą, bo zajadali sie teraz az milo bylo popatrzeć
pochodzilismy troche potem po kretych uliczkach az trafilismy na przejscie, cos w rodzaju groty skalnej, do dzikiego, kamienistego, szarpanego falami rozkolysanego morza wybrzeża
zafascynowani spektaklem wody nie zauwazylismy nawet, ze zblizyl sie i skurczył granicznie alarmowo czas do umowionej wczesniej w Manaroli godziny zbiorki przy autokarze
pędem pognalismy na stacje kolejki (wszystkie piec miast tego parku łączą tory kolejowe)
rzucilam okiem na napis na przedzie wjezdzajacego pociagu - La Specia - i wsiedlismy zadowoleni, ze z marszu tak udalo sie zdązyć
nazwa jednak kolejnej stacji wprawila mnie w oslupienie : Monterosso
o zgrozo
to w odwortnym niz porządany kierunku!!!!
wyskoczylismy
do wyboru trzy perony
ten na ktorym stalismy wykluczylismy
nad dwoma pozostalymi unosily sie znaki zapytania jak podpowiedzi
no tak - zapytac zapytac!!!
zapytalam po angielsku, dostalm odpwiedz po francusku i zrozumiawszy co i jak
wbieglismy na peron trzeci, gdzie wlasnie wjezdzal juz pociag
kierunek przeciwny do poprzedniego wzielimy przesądzająco za dobra monete zajmujac miejsca przy oknach
pociąg ruszył i za moment mnkął juz jak strzala, predkoscia taka, ze widac przestało juz było nic
kolejne, oczekiwane stacje migaly zza szyby nam jak na magicznym seansie
o raaany
na serio zaczelam sie bac
pociąg jednak stanął
jedną stacje dalej niz nasza umowiona z grupą Manarola czyli Riomaggiore
do godziny zbiorki zostalo nam 10 minut
najblizysz pociag (dopytany i sprawdzony na rozkladzie, ze sie zatrzymuje tam gdzie trzeba) za 20 minut
zadzwonilam do pilota Witka
- "wiesz, dlugo by opowiadać, ale jestesmy w Riomaggiore i nie damy rady być na czas przy autokarze.."
- "ale wszystko dobrze?, nie denerwuj się, nic się nie stało, my bedziemy i tak jechać w Waszą strone, sprobuj moze wyjsc z miasta do glownej drogi to Was zgarniemy"..
sprobowalismy
do drogi glownej bylo pod górkę
za rogatkami miasta kreta serpentyna zrobila sie jeszcze lepiej kręta, a dodatkowo przestala mieć pobocze
stanelam przy niewielkim parkingu i zadzwonilam do pilota Witka po raz drugi
- "wiesz, boje sie troche, bo dalej nie ma pobocza, są co prawda tu jakies schody, ale strome i konca ich nie widac i kurcze moglabym moze i sprawdzic czy prowadzą jakim skrotowym wariantem do glownej, ale lekko juz nie mam sil ciagac maluchow w gore, a i sama tez czuje ze padam"..
- " znjadź kogos miejscowego i daj mu sluchawke to ja dopytam co i jak dalej"..
rozejzalam sie..
po prawej kilka osob przy samochodach, ale na oko to tez turyści
po lewej jeden czlowiek..w spodniach ogrodniczkach i wykaszarką w reku
.."łap go, łap go i nie daj sie zbyć, pewnie nie bedzie chcial Ci pomoc, ale krzycz glosno 'SCUSA!! SCUSA!!!!'
podnioslam glos
pan zaslanial sie przez moment wykaszarką jak szabelką
az wreszcie telefon z pilotem Witkiem w srodku wziął
wloskiego przynam sie od razu nie znam
ale jest to jezyk na tyle czytelnie brzmiacy, ze zorientowalam sie, ze w sprawie dojscia do glownej drogi dla nas, nie Witek wcale trzyma pałeczkę..
.."Di che colore è il bus??" - pytal pan z wykaszarką
......... ... .. ...... - mowił cos prawdopodobnie pilot Witek
"no signore, prego in primo luogo dire che colore è il bus!!!!!" domagal sie tej informacji wykaszarki wlasciciel
........ - podal ten szczegol Witek
"aaaaa si..bianco!.."
i tak jeszcze przez moment nie krótki trwala rozmowa
ostatecznie otrzymalam zwrotnie telefon wyłączony i pan ze spokojem i zupelnie przyzwoitą angielszczyzną skierowal nas jednak serpentynami, przez wzgorza na lewo do parkingu przed Manarolą, gdzie stoi BIAŁY nasz autokar..
podziekowalam
..
szło nam sie juz coraz mniej silnie
skonczyla sie woda
ruchy gestniały nam jak muchom nogi od ciepla
po parunastu minutach zadzwonul pilot Witek
- ":) ....
- ":) tak Witku pilocie idziemy do głownej"
- "ok, to my ruszamy..jakbyscie nie doszli wczesniej tam gdzie sie was spodziewam, to wysiadę i poczekam na Was, a autokar znajdzie jakies miejsce dalej i razem do niego dojdziemu juz"
........
za moment uslyszalam za soba odgłos samochodu
odwrocilam sie i wcale sie wierzac ze sie uda, machnelam reka
zatrzymala sie starsza Pani
usmiechnieta, maluchom otworzyla tylnie drzwi, na podlodze bylo pelno siatek z zakupami, byl tez fotelik dzieciecy..
spojrzalam czy to nie klopot wciskac Ich tam
gestem jednak nie do pomylenia zrozumielismy, ze nie klopot to zaden
Pani nie znala angielskiego
widac po nas bylo bez słow, ze jesteśmy zmeczeni, a do glownej zakretow okazalo sie, ze  bylo jeszcze od choroby
droga na pieszo zajela by nam dobrą godzine, oceniam
a TAK bylismy delikatnie na miejscu przed naszym autobusem
..
zgadnijcie czy ktos z współczycieczkowiczow robil nam o to potem
wymowki..
:) nikt,
myslę tylko, że gdybym tak w naszym Kraju machneła tak obładowanej zakupami Pani ręką, to nie zatrzymała by się
z usmiechem
..takiej malutkiej wiary ze mnie człowiek
















4 komentarze: