poniedziałek, 22 lipca 2013

Godność..Jak mnie widzą

Wyszłam z pracy nieśpiesznie. Dwa dni temu wręczyli mi wymówienie i jakoś tak świadomość tego koniec końców pożegnania z firmą docierała do mnie stopniowo, powoli precyzując się w strach o to, co dalej. Z jednej strony za zamkniętymi drzwiami za sobą zostawiłam zmęczenie i wyszarpane nerwy paromiesięcznego tkwienia w niepewności oczekiwania na ten kwitek na cześć..Na decyzję czy mnie też obejmie grupowy pakiet zwolnień.. Siedzenia w poczuciu bezużyteczności – nikt niczego nie wymagał, nie zlecał zadań do wykonania. Tkwienia tak naprawdę w poszukiwaniu odpowiedzi na pytanie, z jakiego powodu jeszcze mnie tu trzymają i co znaczę? Z drugiej strony przyciśnięcie klamki tych drzwi uwolniło mnie od ciężaru mierzenia się z tym całym niepewnym. To ‘wiem już kiedy’ bijące jednoznacznie z treści rozwiązania umowy miało jakiś balsamiczny smak.
Słońce grzało dość ostro. Nasunęłam ciemne okulary i ruszyłam w stronę autobusowego przystanku. Lekki wiatr,  światło przedostające się poprzez gałęzie drzew i gra cieni na drodze pod stopami przywołały mi obrazy z dzieciństwa. Lato  z takim widokiem, temperaturą, pamiętam z okresu, gdy mieszkaliśmy z bratem i rodzicami w Starej Chałupie w lesie. Uśmiechnęłam się do wspomnień. Autobus był dość zapchany. Dostrzegłam jedno miejsce wolne i ruszyłam w jego kierunku. Po chwili siedziałam tyłem do kierunku jazdy. Przede mną, lekko poniżej, tuż przy drzwiach stał bezdomny mężczyzna. Spodnie poszarpane, szare od kurzu, brudny, zarośnięty, taka bida. Przez chwilę wyglądał przez szybę. Coś tam mamrotał pod wąsem, jakby odpowiadał na czyjeś pytania, kręcił głową, widać było, że nie zgadza się z niewidocznym rozmówcą. Nagle odwrócił się w stronę pasażerów i zmierzył nas spojrzeniem pełnym pobłażliwości, uśmiechnął się, pokręcił głową.. Pomyślałam – hmm, kto komu współczuje? Następnie Pan schylił się do swoich toreb i wyjął gazetę, położył ją na schodku i usiadł. Zrobił to machinalnie. Nie było w tym zawahania. Taki odruch. Ludzki bardzo. Na miejscu w końcu, kto z nas chcąc usiąść na zakurzonej podłodze nie szukałby czegoś do podłożenia, by nie pobrudzić ubrania? Wzruszyła mnie ta dbałość w nim, mimo jego położenia. Jeej przecież obydwoje na dobra sprawę jesteśmy bez pracy. Podniosłam ciemne okulary na czubek głowy i wyjęłam z torebki notesik, długopis.. Zapiszę sobie tę scenę, bo piękna – pomyślałam.
Po chwili usłyszałam słowa wypowiadane głosem donośnym i w sposób przejmująco nerwowy:
- coOO?!!! Już nie miła ci ciemność?!! Do jasności ci tęskno??? taAAAk? Przejrzał władca ciemności! Rozpoznał mnie i wiedział, czym godzić we mnie..ścierwo ciemności, zwłoki człowiecze, diabeł podstępny..
Podniosłam wzrok znad kartki. Gazeta spod tyłka leżała już na kolanach. Pan sięgał właśnie do torby i wyjmował z niej długopis. Nie przestając złorzeczyć złemu zaczął pisać coś na gazecie. Wykrzykiwanie i pisanie szło równolegle. Pismo było piękne. Równiuteńkie jak kaligrafowane. Tekst na gazecie stanowił niezależną treść od wypowiadanych słów w przestrzeń autobusu:
- już okulary nie potrzebne? Światła nagle zapragnąłeś? Ja się nie dam nabrać na twoje przebrania.. Próbowałeś podejść mnie i zmylić, bo ci zawsze chodzi o jedno.. Ale!!! Dusza człowieka nie jest dla ciebie!!! Rozumiesz?!!!!
Autobus zatrzymał się. Otworzyły się drzwi. Pan schylił się po torby i wysiadł. Stojąc już na przystanku, spojrzał mi prosto w oczy i krzyknął:
- OOOO!!!! Jak siedzi..z wyssssoko  podniesioną głową!!!



2 komentarze:

  1. Niesamowite są takie momenty, zapamiętane na całe życie.

    OdpowiedzUsuń
  2. cos jest w tak nieobecnych ludziach, ze potrafią spojrzeć jakos tak do dreszczy swiadomie i nic nie mowiac skwitowac przerazajaco trafnie patrzących na nich.. mnie zatrzymal fakt, ze ja ten dlugopis wyjelam z Jego powodu, przecież:)..dosc dziwne to bylo..dosc

    OdpowiedzUsuń